Za duży dla Polski. O tym jak oszczędny benzyniak Mazdy (prawie) zabrał mnie na Nordkapp
Wiosną tego roku przekonałem się, że czasem stanowcze "nie", czy to rządowe, czy też pogodowe, może powstrzymać coś dobrego. Przekonałem się o tym w Mazdzie z silnikiem, którego w Polsce nie dostaniemy, w trakcie wyprawy w miejsce, w które nie dotarliśmy przez brutalnie zimową pogodę.
Nordkapp to najbardziej wysunięte na północ miejsce kontynentalnej Europy. Palcem po mapie można tutaj dojechać drogami bez większych problemów. Co ciekawe, w tym roku dość ciepła zima sprawiała, że również na kołach nie było to wyzwaniem. Do czasu.
Jak się okazało, akurat tuż przed moim przylotem do Norwegii, z nieba urwały się niemierzalnie ogromne pokłady śniegu. "Lokalsi" twierdzili, że przez całą zimę nie spadło w Tromso, które było naszym punktem startowym, tyle śniegu, ile przez poprzedzające dwa dni.
Po dodającej otuchy przed trasą odprawie, w trakcie której zostaliśmy poinstruowani, co zrobić, gdyby śnieżyca zasypała nas w aucie oraz jak rozpoznać hipotermię, pełni optymizmu wsiedliśmy w Mazdy CX-30 na kolcowanych oponach. Plan był prosty: w około 9 godzin z pomocą dwóch przepraw promowych dotrzeć do miejscowości Honningsvag, z której następnego ranka mielibyśmy już rzut beretem na Nordkapp. Co może pójść nie tak?
Pogoda uznała, że na początek nie tak może pójść plan skorzystania z przepraw promowych. Opady śniegu były niewzruszone. Ściana płatków nie tylko utrudniała jazdę, ale bardzo szybko likwidowała nam z mapy kolejne kluczowe punkty na trasie – nie tylko przeprawy promowe, ale i tunele.
Ostatecznie do miejscowości Alta musieliśmy jechać nie malowniczym, norweskim wybrzeżem, ale przez zawierające liczne umlauty fińskie miejscowości i okrutnie monotonną tundrę. To oznaczało, że na miejsce dotrzemy nie w 9 godzin, lecz 11, o ile pogoda nie będzie dalej utrudniała nam życia.
W ciągu dnia okazało się, że norweski klimat będzie dalej opóźniał nasz przyjazd na miejsce. Chociaż w tundrze było słonecznie, bliżej naszego celu śnieg nieustannie sypał.
Udało nam się ustalić, że droga w stronę Honningsvag jest przejezdna już wyłącznie w formie kursującego wahadłowo pociągu drogowego za pługiem, do którego już ustawiała się kolejka. Nam do momentu dojechania do niej brakowało jeszcze około półtorej godziny. Szybka matematyka dała nam wniosek, że w okolice Nordkappu dotrzemy najwcześniej około godziny 23. Jednocześnie zarządcy dróg, od których mieliśmy informację o wahadle za pługiem, pytani, czy kolejnego dnia będziemy mogli wyruszyć w drogę powrotną, tylko zaśmiali się do słuchawki i stwierdzili, że tego nikt nam nie obieca.
Późny dojazd na Nordkapp nie był tak dużym problemem, jak brak pewności, że w ogóle w najbliższych dniach uda nam się wyruszyć z powrotem do domu. Naszą wyprawę przerwaliśmy więc przedwcześnie w Alcie. Natura wygrała, stawiając nam śnieżną ścianę.
Podobna ściana stoi między 2,5-litrowym motorem Mazdy a polskim rynkiem. Model CX-30, którym dzielnie walczyłem ze śnieżycami i oblodzonymi drogami, to jedno z tych aut, które przez archaiczne przepisy nie mają na polskim rynku sensu. Podwyższona stawka akcyzowa liczona na podstawie pojemności silnika sprawia, że ten nieduży SUV po prostu nie miałby cenowo szans na konkurowanie z innymi autami podobnych rozmiarów.
To, że akcyza bazująca na pojemności silnika to archaizm najlepiej pokazuje zużycie paliwa w tych dość trudnych warunkach. Mróz, oblodzenie, silny wiatr i mocne śnieżyce – z tym musiała się mierzyć CX-30. Mimo to jej 2,5-litrowy silnik o mocy 140 KM potrzebował tylko 5,9 l/100 km. Japońska konstrukcja okazała się więc bardzo wydajna i nie przeszkadzała jej w tym "duża" pojemność. Pomogła za to dezaktywacja cylindrów i miękka hybryda.
Co ciekawe, w trakcie tej niedokończonej wyprawy na Nordkapp, testowe CX-30 zatankowane były paliwem Sustain, dzięki któremu, chociaż ciągle mówimy o autach spalinowych, mogą one być neutralne węglowo. Wynika to z tego, że Sustain wytwarza się z odpadów rolniczych, takich jak słoma, produkty uboczne lub odpady z upraw, które nie zostałyby wykorzystane do konsumpcji. Oznacza to, że wykorzystuje ono węgiel już istniejący w naszej atmosferze, który rośliny pochłaniają podczas wzrostu, poddając go recyklingowi, zamiast uwalniać dodatkowy dwutlenek węgla, jak dzieje się to w przypadku paliw kopalnych.
Wnioski z tej wyprawy są bardzo proste: trzeba uzbroić się w cierpliwość. Po pierwsze – ja na Nordkapp dotrę innym razem. Po drugie – większe silniki dostaniemy w sensownych pieniądzach, ale jeszcze nie teraz. Ministerstwo Finansów w końcu będzie musiało zastąpić akcyzę podatkiem rejestracyjnym uwzględniającym aspekty ekologiczne. Zobowiązaliśmy się do tego w jednym z kamieni milowych w podpisanej przez Polskę umowie na KPO.
Mazda CX-30 Epic Drive - wyprawa na Nordkapp - galeria zdjęć