Test: Rolls-Royce Cullinan Series II Black Badge - po prostu bezkonkurencyjny
Luksus polega nie na tym, co możesz zrobić, a na tym, czego robić nie musisz. To właśnie pokazał mi Rolls-Royce Cullinan, który doczekał się drugiej odsłony. Series II wprowadza kilka rzucających się w oczy nowości, ale nie zmienia najważniejszego. To nadaj najlepszy SUV świata, samochód, który nie ma żadnej konkurencji, a przynajmniej takiej, która miałaby koła.
Oto #HIT2024. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
Był 26 stycznia 1905 r., gdy w południowoafrykańskiej Kolonii Transwalu niedaleko Pretorii odkryto ważący 621,2 g diament. Do dziś jest to największy kamień szlachetny jaki kiedykolwiek wykopano. Został on nazwany na cześć właściciela kopalni, w której go znaleziono - sir Thomasa Cullinana. Diament podzielono i uzyskano z niego 105 oszlifowanych kamieni. Największy z nich, Cullinan I, ma szlif w kształcie kropli i jest zarazem największym bezbarwnym szlifowanym diamentem na świecie. Trafił on do brytyjskiego berła królewskiego. Drugi co do wielkości Cullinan II ma kształt brylantu i znajduje się w brytyjskiej koronie państwowej.
Nieco ponad miesiąc przed znalezieniem Cullinana, w Wielkiej Brytanii Charles Rolls podpisał umowę z inżynierem Henrym Roycem na wyłączność sprzedaży czterech opracowanych przez niego modeli. Było to efektem wrażenia, jakie nieco ponad pół roku wcześniej konstrukcja Royce’a zrobiła na Rollsie.
Minęło sto kilkanaście lat i nazwy Rolls-Royce oraz Cullinan znowu zaczęły pojawiać się obok siebie. Tym razem jeszcze bliżej, gdyż nazwę słynnego diamentu otrzymał pierwszy podniesiony model we współczesnej historii brytyjskiej marki. Samochód, który swoją wielkością na drodze przyćmiewa inne samochody, podobnie jak diament Cullinan rozmiarem przyćmił inne kamienie szlachetne.
To jest prawdziwy Rolls-Royce
Rolls-Royce na początku trochę kręcił nosem i nie nazywał Cullinana SUV-em. W końcu ten skrót oznacza Sport Utility Vehicle, a brytyjskie auto nie jest ani sportowe, ani użytkowe. Ale teraz te trzy litery mają nowe, własne znaczenie, oderwane już od pełnego rozwinięcia i producent z Goodwood nie ma problemu z powiedzeniem, że Cullinan jest SUV-em (w alternatywie do pewnej marki z Maranello). Wiele osób przy tym jednak zadaje sobie pytanie - czy to właściwy rodzaj nadwozia dla Rolls-Royce’a?
Ja bym nawet powiedział, że to właśnie dla najbardziej luksusowej marki o długiej i bogatej historii jest on najwłaściwszy. Popularność SUV-ów wynika z ich prezencji, a jakie samochody mają wyglądać majestatycznie i przyćmiewać wszystko inne na drodze, jak nie te z najwyższej półki? To właśnie w tej klasie SUV-y, w których właśnie forma jest celem samym w sobie, są najbardziej na miejscu.
Drugą kwestią jest historia. Do lat 40. XX wieku Rolls-Royce odpowiadał głównie za budowę podwozi i napędów, a nadwozia wytwarzały wyspecjalizowane w tym firmy. Robiły to na indywidualne zamówienia zależne od potrzeb bogatej klienteli. Nie brakowało więc Rollsów stworzonych z myślą o wyprawach myśliwskich. Najbardziej ekstremalnym przykładem, jaki widziałem, jest muzealna dziś kolekcja samochodów władcy Królestwa Mewar w indyjskim Udajpurze - wśród nich są trzy Rolls-Royce’y, a jednego z nich można po prostu nazwać pick-upem z ławkami na "pace". Zatem jeśli w jakiejś marce SUV-y mają najdłuższą tradycję, to właśnie w tej.
Seria druga
Rolls-Royce Cullinan trafił do sprzedaży w 2018 r. i z miejsca stał się chętnie wybieranym modelem. Teraz, tradycyjnie dla brytyjskiej marki, przyszedł czas na lekkie odświeżenie. Również tradycyjnie, otrzymało ono oznaczenie Series II, a zmiany widać już na pierwszy rzut oka.
Cullinan, ze znanym od dekad przodem zwieńczonym chowaną figurką Spirit of Ecstasy, swoją prezencją przypomina klasycystyczny budynek. Masywny, pełen elegancji, a przy tym imponujący swoimi rozmiarami. Jest to niepodrabialny styl, który robi wrażenie wszędzie, gdzie się pojawia.
Model ten ma przy tym swoje charakterystyczne cechy. Pierwszą, znaną już wcześniej, jest tył. Wygląda on tak wyjątkowo, że nie ma innego podobnego samochodu. Tylko ten detal pozwala na rozpoznanie Cullinana i choć wymaga on chwili przyzwyczajenia, to pasuje tu bardzo dobrze. W Series II podobnie charakterystyczny akcent pojawił się w przodu. Są to opadające pionowymi liniami światła do jazdy dziennej. To właśnie dzięki nim wystarczy ułamek sekundy, aby poznać nowego Cullinana, któremu dodały charakteru i idealnie uzupełniają pionowe linie słynnej rollsowej osłony chłodnicy. To ten typ elegancji, któremu trzeba dać chwilę, ale wygląda naprawdę dobrze.
Cullinan z jednej strony jest klasyczny w swoim wyglądzie, a z drugiej nie boi się takich wyróżniających się elementów. Jakby mówił: "Jestem Rolls-Roycem, mogę wszystko". Pojawił się też podświetlany grill. Wiem, że nie każdy to lubi, ale wtedy nie ma problemu, żeby go wyłączyć. Natomiast nie oszukujmy się - Rolls-Royce musi też być ostentacyjny - w czym pomagają również powiększone teraz do 23 cali felgi.
Czarna klasyka
Jedną z największych zalet i najważniejszych cech marki Rolls-Royce jest możliwość personalizacji. Do tego stopnia, że dziś już 100 proc. produkowanych przez tę manufakturę samochodów przechodzi przez program Bespoke. W kwestii wykończenia można zamówić praktycznie wszystko, co się tylko chce. W efekcie Rolls-Royce’y są wyjątkowe i nierzadko bardzo widowiskowo skonfigurowane. Dlatego na pewno nie każdy egzemplarz spodoba się osobie postronnej, ale najważniejsze jest to, że jest dokładnie taki, jakiego chciał klient.
Jedna z takich osób zamarzyła sobie, aby mieć Rolls-Royce’a wykończonego włóknem węglowym. Nie pasuje do marki? Tak mogłoby się wydawać, ale Brytyjczycy po raz kolejny pokazali, że na luksusowym stylu znają się jak nikt inny. Włókno węglowe w ich wydaniu ma taką klasę, że szybko pojawili się kolejni chętni i stworzono linię Black Badge, która jest wzorem elegancji. Co ciekawe, w tym wydaniu Cullinan wygląda mniej ostentacyjnie (oczywiście jak na fakt, że jest to ogromny Rolls-Royce), ale popularność tej odmiany pokazuje, że nie brakuje osób, którym właśnie taki Rolls pasuje najbardziej.
Egzemplarz, który widzicie na zdjęciach, to właśnie odmiana Black Badge. Zgodnie z nazwą wyróżnia ją to, że normalnie świecące chromem elementy nadwozia (w tym Spirit of Ecstasy) tu są czarne. Standardowo wersja ta ma też stonowany lakier, a w środku włókno węglowe i symbol nieskończoności będący znakiem rozpoznawczym "czarnego" Rolls-Royce’a.
Nowocześniej, ale w punkt
Series II oznacza również zmiany w środku i te zauważymy głównie w górnym pasie deski rozdzielczej. Całość wygląda dużo nowocześniej i to jest dobra wiadomość, gdyż wcześniej w Cullinanie (a w Phantomie nadal) dawało się odczuć, delikatnie mówiąc, mocny konserwatyzm. Oczywiście nadal jest klasycznie i bez technologicznych fajerwerków, w końcu to Rolls-Royce, ale zdecydowanie bardziej współczesny, niż do tej pory.
Zacznijmy od lewej, czyli ekranu cyfrowych zegarów, który zastąpił analogowe wskaźniki. To już element, który mogliśmy zobaczyć w Spectre i także tutaj wygląda świetnie. Został zaprojektowany ze smakiem, trochę minimalistycznie. Grafiki są ładne i czytelne, a informacji nie jest ani za mało, ani za dużo. To jest właśnie znak rozpoznawczy Rolls-Royce’a - wszystko jest w punkt i w jak najbardziej stylowo.
Środkowy ekran też trochę urósł, ale tylko na tyle, że nadal mieści się w tak samo otoczonym miejscu. Wiadomo, że Rolls-Royce Cullinan nie mógł dostać wielkiego ekranu rodem z Tesli czy choćby Mercedesa. Brytyjska elegancja na to nie pozwala. Choć w moim odczuciu centralny wyświetlacz mógłby być jeszcze minimalnie większy, to znowu muszę napisać to samo - jest idealnym kompromisem - nie jest on za duży, nie jest za mały. Co ważne, jest wreszcie dotykowy, choć zostawiono też klasyczne pokrętło z dotykową górą. Działa ono tak dobrze, że nawet ja często korzystałem z tego oldschoolowego rozwiązania.
Jeśli zastanawiacie się, czemu dopiero teraz Rolls-Royce zdecydował się na dotykowy ekran, to odpowiedź jest prosta. Brytyjska marka wie, że ślady po palcach na ekranie nie są czymś, co byście chcieli mieć w swoim Rollsie. Dlatego dopiero pojawienie wyświetlacza ze specjalną warstwą, która temu zapobiega, oznaczała, że można go zamontować w samochodach z Goodwood. Oczywiście nie ma co liczyć, że śladów w ogóle nie będzie, ale faktycznie są one dużo mniej widoczne niż w jakimkolwiek innym samochodzie.
Nowością po prawej stronie jest natomiast to, że pod zegarkiem, za szkłem znalazła się podświetlana figurka Spirit of Ecstasy. Bez zmian pozostało natomiast to, że praktycznie od wszystkiego są przyciski, pokrętła i przełączniki, które, jak widać, stały się teraz synonimem luksusu. I najważniejsze jest to, że Rolls-Royce jest tego świadomy i nie zamierza tego zmieniać. Ergonomia na najwyższym poziomie.
System multimedialny został zaczerpnięty z BMW, ale ma większe ikonki, co zaskakująco mocno poprawia sytuację, bo staje się czytelniejszy, a do tego ma ładniejszy wygląd. Jedynie minimalistyczna mapa bez detali mogłaby zostać ulepszona, ale tu mamy alternatywy, gdy skorzystamy z Apple CarPlay lub Android Auto. Wisienką na torcie multimediów jest oczywiście rewelacyjny system audio. I znając charakter Rolls-Royce’a nie jest niespodzianką, że największe wrażenie robi podczas słuchania muzyki klasycznej - od koncertów Rubinsteina po orkiestry mierzące się z twórczością van Beethovena.
Jak z dobrym lokajem
Warto w wolnej chwili się zagłębić w ustawienia, bo w ogromnej ich liczbie możemy dostosować samochód pod siebie. Np. czy po naciśnięciu przycisku ma podnosić się tylko górna klapa bagażnika, czy od razu obie części? Albo czy otwierając bagażnik z kluczyka odblokowany zostanie tylko on, czy może od razu też drzwi? I wierzcie mi - wielu właścicieli popularnych samochodów denerwuje się, że takie detale działają inaczej, niż by oczekiwali. Tu można ustawić wszystko pod swoje preferencje i każdy będzie obsłużony przez Cullinana tak, jak tego chce.
W każdym samochodzie udaje mi się znaleźć detale strony użytkowej, które można by poprawić, delikatnie ulepszyć, a tutaj wszystko jest zrobione dokładnie tak, jakbym chciał. Dlatego Rolls-Royce nie decyduje się na wszystkie nowinki technologiczne, bo tu wszystko musi być sprawdzone i dopracowane. Przynależność do koncernu BMW daje taki plus, że jest pole na testowanie. I tak jak nowa Seria 7 imponuje swoimi technologicznymi rozwiązaniami, to czasem można by je poprawić. W Cullinanie nie miałem takiego wrażenia, bo tu już dostaje się dopracowany produkt.
Choć, jak wspomniałem, wiele ustawień samochodu można dostosować pod swoje oczekiwania, to już podczas korzystania z niego już nie trzeba niemal nic robić. Dla przykładu, w nawiewach ustawiałem tylko czy jest mi za zimno, czy za ciepło w górną i dolną partię ciała. Resztę samochód robi sam i to dokładnie tak, jak bym chciał. Automatyczna klimatyzacja, której pozwolimy na to, żeby sama wszystko dobrała, w większości samochodów powoduje, że po chwili się denerwuję i wolę przejąć kontrolę. Tu jest inaczej, jakby Cullinan czytał mi w myślach. Wszystko jest w punkt, nie wymaga żadnego wysiłku. I tak jest również w praktycznie każdym innym aspekcie.
Więc z jednej strony Rolls-Royce Cullinan działa jak lokaj, który wie, czego chcemy. A z drugiej strony można temu lokajowi wytłumaczyć, jakie mamy przyzwyczajenia i oczekiwania.
Luksus na miarę
O jakości wykonania Rolls-Royce’a po prostu nie wypada pisać. Jest ona perfekcyjna i to zarówno pod względem materiałów, jak i ręcznego złożenia wszystkiego. Jeśli już mowa o materiałach, to oczywiście w Cullinanie, tak jak w każdym innym modelu marki, mamy ogromny wybór, ale teraz skupię się na odmianie Black Badge. Jak już pisałem, we wnętrzu króluje włókno węglowe i jest go bardzo dużo. Przyznam, że bardzo się tego obawiałem, bo jednak nie jest to coś, co kojarzyłoby się z luksusem w wydaniu Rolls-Royce’a. Ale wyjątkowy splot przypominający raczej drogą tkaninę niż sportowe tworzywo zupełnie zmienia postrzeganie tego kompozytu.
Najwyższy komfort grubych siedzisk czy świetna funkcja masażu dotyczą wszystkich czterech miejsc. I choć nie jest to przedłużona limuzyna, jaką może być Phantom, to nadal mam dylemat, czy wolałbym sam jeździć Cullinanem, czy powierzyć to szoferowi, aby móc odpocząć na tylnym fotelu, który jest jeszcze wygodniejszy niż te z przodu. Co ciekawe oprócz już niebędącej niespodzianką lodówki na szampana i kieliszków, w podłokietniku znalazł się też schowek z karafką i dwoma szklaneczkami dla tych, którzy zamiast francuskich napojów wolą np. te, z których słynie Szkocja.
Rolls-Royce to oczywiście wręcz nieskończone możliwości personalizacji - od materiałów, przez sposób ich użycia, po takie detale jak oznaczenia w różnych miejscach czy hafty na zagłówkach. Program Bespoke oferuje teraz jeszcze jeden imponujący sposób na indywidualizację swojego Rolls-Royce’a. Są to wzory z ręcznie robionych perforacji tapicerki - może ona zawierać do 107 tys. dziurek o średnicy 0,8 lub 1,2 mm. Jaki wzór można tak stworzyć? Tu każdego klienta ogranicza tylko wyobraźnia.
Wyjątkowych wrażeń dostarcza jazda nocą, gdy nie tylko można podziwiać Spirit of Ecstasy pięknie podświetloną pod zegarkiem, ale też specjalność Rolls-Royce’a, czyli gwiezdną podsufitkę. W testowanym egzemplarzu specjalne podświetlenie ma też panel przed pasażerem z oznaczeniem wersji Black Badge. Wygląda stylowo, ale jeśli tak jak ja byście woleli jednak coś innego, to nie ma żadnego problemu, możliwości są wręcz nieskończone.
Podróż idealna
Na początek testu Rolls-Royce’a Cullinana Series II czekała mnie 8-godzinna trasa. Mogłem więc w pełni docenić komfort i luksus, jaki zapewnia dzieło z Goodwood. Nie będzie dużą przesadą, jak podsumuję podróż, pisząc, że wysiadłem niemal bardziej wypoczęty, niż byłem, gdy rano zasiadałem za kierownicą. Niezależnie od prędkości we wnętrzu jest kompletnie cicho. Zawieszenie perfekcyjnie radzi sobie ze wszystkimi nierównościami i to mimo faktu, że po liftingu Cullinan dostał aż 23-calowe felgi. Oczywiście zawieszenie też przeciwdziała przechyłom ogromnego nadwozia na zakrętach, co daje nie tylko komfort, ale też pewność prowadzenia.
Silnik V12 i cały napęd działają jak w samochodzie elektrycznym. Już od początku dostępny jest potężny moment obrotowy, a wszystko dzieje się idealnie płynnie. Nie czuć nawet zmiany biegów, jeśli się na tym nie skupi. Sama skrzynia ma dodatkowo tryb "low", który trzyma wyższe obroty. Wszędzie indziej nazwanoby go sportowym, ale Rolls-Royce nie chce używać słowa "sport" i sugerować, że Black Badge jest właśnie taką wersją.Co prawda ma ona lekko sztywniejsze zawieszenie i lekko większy opór na kierownicy.
Do tego z silnika o pojemności 6,75 l wykrzesano dodatkowe 29 KM, co oznacza, że "czarny" Rolls rozwija okrągłe 600 KM. Natomiast jest to bardziej zabieg marketingowy, niż coś, co faktycznie da się odczuć. Co najważniejsze, Rolls-Royce nie twierdzi, że jest to samochód o sportowym charakterze, bo zdecydowanie nie jest. Brytyjczycy bardzo uczciwie mówią, czym jest Cullinan Black Badge i jest on przede wszystkim Rolls-Roycem.
Parafrazując znane powiedzenie - dżentelmeni nie rozmawiają o spalaniu. Ale tak jak niemałe wartości uzyskiwane w mieście nie mają żadnego znaczenia, tak na trasie przekładają się na zasięg. Dlatego warto odnotować, że V12 w mierzącym 1834 mm wysokości i 2164 mm szerokości Cullinanie (długość to 5341 mm) potrafi być całkiem oszczędne. Przy jeździe drogami jednopasmowymi z prędkościami 70-90 km/h samochód spalił 10,5 l/100 km. Na ekspresówce przy stałej prędkości 120 km/h dochodził do 11 l/100 km, a przy autostradowych 140 km/h wynik wyniósł 13,3 l/100 km. Przy zbiorniku mieszczącym 100 l oznacza naprawdę dobry zasięg.
Jednak zaczynając test Cullinana Series II nie miałem wątpliwości, że będzie to idealny samochód na trasę. Obok Phantoma i Ghosta najlepszy, jaki istnieje. Obawy pojawiły się gdzie indziej. Jak będzie w mieście? Czy jazda w korkach lub próba zaparkowania w garażu samochodu, który sam przypomina budynek na kołach, nie będzie uciążliwa? Krótka odpowiedź brzmi: "nie".
Rolls-Royce Cullinan jest zaskakująco łatwy w prowadzeniu. Masa, moc i wymiary samochody są jakby ukryte, nie czuć ich, przez samochód nie jest onieśmielający, gdy wsiądzie się za kierownicę. Rozwiązania jak skrętna tylna oś powodują, że tym wielkim luksusowym SUV-em jeździ się i manewruje zaskakująco łatwo.
Co więcej, można nawet na chwilę zapomnieć, że Cullinan jest tak duży. Ale z drugiej strony ta chwila będzie krótka, bo prowadząc go i patrząc na inne samochody w ruchu, po prostu widać, że wszystkie są mniejsze. Obojętnie obok jakiego osobowego auta stanie się na światłach, jest ono skromniejsze. Trzeba by pojechać do USA, aby spotkać samochody w podobnej skali. Gdy Cullinan staje obok Range Rovera, to ten ogromny SUV wydaje się mały. Charakteru jeździe dodaje też płaska maską, którą widać w całości, zwieńczoną figurką Spirit of Ecstasy na przedzie. Więc w każdej chwili wie się, że prowadzi się Rolls-Royce’a.
Bardzo dobrze zadbano o to, aby kierowca dostał wszystko, czego potrzebuje. Lusterka boczne są kanciaste i ze środka wyglądają tak, że pasowałyby do innej brytyjskiej legendy - wspomnianego Range Rovera - ale przede wszystkim są one duże. Zapewniają wzorową widoczność, co jest kolejnym punktem pokazującym, że Rolls-Royce Cullinan jest świetnym samochodem dla kierowcy.
Gdy się chce, można pojechać dynamicznie, jednak jeśli preferuje się powolne, majestatyczne toczenie się ulicami miasta, to również w tej roli Cullinan odnajduje się świetnie. A co najważniejsze - wszystko to przychodzi bez wysiłku. Nic dziwnego, że dziś właściciele Rolls-Royce’ów rezygnują z szoferów i lubią sami nimi jeździć.
Rolls-Royce Cullinan to samochód, który nie ma prawdziwej konkurencji (tu raczej alternatywą zakupową dla klientów jest np. kolejna nieruchomość czy mały jacht). Bez wątpienia jest najbardziej luksusowym SUV-em na świecie. Cenowo przynajmniej dwukrotnie przebija propozycje Bentleya czy Maybacha, ale też stoi za nim zupełnie inna filozofia inżynieryjna i ta dotycząca tego, jak oświadcza się samochodu. Rolls-Royce po raz kolejny udowadnia, że stoi na szczycie tego, co luksusowe w motoryzacji.
- Niespotykany komfort
- Niekończące się możliwości personalizacji
- Niewymagająca wysiłku obsługa
- Płynny i mocny napęd
- Jakość wykonania i detali
- Idealne połączenie nowoczesności z klasyką poprawione przez lifting
- Najlepszy SUV na świecie
- Brak konkurencji
- Cena 2,5 mln zł również na innym poziomie niż w przypadku wszystkich pozostałych samochodów
- Nie każdemu spodoba się stylistyka