Sprawdziłem nowego Volkswagena Californię w Małopolsce. Równowaga w przyrodzie została zachowana
Budowa dobrego i przemyślanego kampera wydaje się poważnym przedsięwzięciem. Volkswagen stworzył wiele lat temu świetny projekt, który z biegiem czasu subtelnie udoskonalał. Teraz przyszedł czas na oparcie domu na kółkach na zupełnie nowej platformie. Rewolucja? Jak to zwykle bywa – to zależy. O ile ta historia ma dobre zakończenie (a przynajmniej kolejny rozdział), to na próżno w niej szukać złego początku.
Rynek kamperów przeżył prawdziwy boom w szczycie pandemii koronawirusa. Największy wzrost przypadł na 2021 r. – po nim zainteresowanie domami na kółkach zaczęło spadać. Z jednym wyjątkiem. Zainteresowanie Volkswagenem Californią zauważalne jest nie tylko na świecie, ale przede wszystkim w Polsce, gdzie cieszy się największym wzięciem wśród domów na kołach.
Warty zauważenia jest fakt, że Volkswagen zanotował globalny wzrost sprzedaży mimo zmiany generacyjnej Californii. Wysłużony i wielokrotnie unowocześniany model bazujący na T6.1 ustępuje miejsca młodzieży, która zmienia swoje konstrukcyjne podwaliny z użytkowego Transportera na bliższego osobówce nowego Multivana.
Dla jednych to zmiana symboliczna, dla innych – kluczowa. Nowy Multivan bazuje bowiem na modułowej płycie MQB, czyli tej samej, co… Golf. Oczywiście jego rozmiary i pojemność pozostały na spodziewanym poziomie, ale Volkswagen postanowił odświeżyć dotychczasową zabudowę. Jak wyszło? Miałem okazję sprawdzić to podczas wyprawy na małopolskie łono natury.
Nowa płyta, więcej możliwości
Choć przez wiele generacji kampery Volkswagena dostępne były z szeroką paletą silnikową, w ostatnich latach diesle miały monopol, na co nikt przesadnie nie narzekał. Jednostka wysokoprężna wydaje się idealnym kompanem na dalekie podróże, gdzie oczy poniosą. Nowy model zmienia ten układ. Oczywiście 2-litrowy turbodiesel pozostał w ofercie, ale chętni mogą sięgnąć po benzynowe 2.0 TSI lub… aż 245-konną hybrydę plug-in, która jako jedyna współpracuje z napędem na cztery koła.
W moim przypadku trafiłem na topową odmianę Ocean ze 150-konnym dieslem. Jest to propozycja najsłabsza, ale jednocześnie całkowicie wystarczająca. California nie jest wozem do sprintowania i mierzenia w kolejne szczyty zakrętów. Dynamika silnika nie rozczarowuje, a diesel zapewnia jednocześnie najlepsze parametry spalania.
Mówimy tu o wartościach w okolicach 6,5 l/100 km przy 120 km/h i niespełna 8 l/100 km przy 140 km/h. Jak na samochód o wysokości blisko 1,95 m i tej samej szerokości, z wystającą z boku obudową od markizy, to naprawdę świetny wynik. Podróżowanie z wyższą z wymienionych prędkości nie jest zresztą udręką dzięki dobremu wyciszeniu – szumy czy gwizdy wynikające z nietypowego przeznaczenia auta nie niepokoją pasażerów w trasie, choć muszę przyznać, że już poprzednia California była świetnie wyizolowana od zewnętrznych bodźców akustycznych.
Wspomagana kapitańskimi fotelami, bardzo wygodna jest także pozycja za kierownicą, która nie będzie wymuszała częstych postojów na rozprostowanie pleców. Czego chcieć więcej? Gorzej jest z ergonomią kabiny wokół kierowcy. Niestety brakuje większej liczby schowków czy półek, na które można by odłożyć różne szpargały. Na górze deski rozdzielczej znajdziemy tylko jeden zamykany schowek, a dostęp do indukcyjnej ładowarki nie należy do wygodnych. Na sekcję dotykowych suwaków do sterowania klimatyzacją i głośnością spuszczę zasłonę milczenia.
Trudno nie odnieść wrażenia, że Volkswagen chciał nowego Multivana bardziej upodobnić do osobówek. Ma to swoje dobre strony w postaci prowadzenia – Volkswagen jest łatwiejszy w obyciu i wygodniejszy. Z drugiej strony praktyczna część kampervanów zawdzięczana była właśnie użytkowej stronie modelu, na którym bazowały. O ile niektóre funkcjonalne rozwiązania zostały przerzucone do "przestrzeni mieszkalnej", która została solidnie przearanżowana, tak niektórych po prostu brakuje.
Czas się rozstawić
Jeśli mieliście do czynienia z poprzednią Californią, nie będziecie musieli od razu sięgać po instrukcję. Logika rozwiązań pozostała na tym samym poziomie, a wiele elementów zaczerpnięto wprost z poprzednika. Dwa krzesła wciąż ukryte są w tylnej klapie, ale stół znajdziecie teraz pod półką oddzielającą część bagażową od rozkładanego dolnego łóżka.
Korbę do markizy ukryto z kolei w samej markizie, co niestety nie jest najwygodniejszym rozwiązaniem. Wcześniej wystarczyło ją wyjąć z szuflady pod kanapą. Teraz do i tak obfitego pęku kluczy dołącza kolejny, którym będziecie musieli szarpać się z zamkiem zabezpieczającym korbę.
Kto z kolei nie lubił procedury elektrycznego rozkładania łóżka przez dotykowy ekran będzie zachwycony. Do podnoszenia i opuszczania dachu przygotowano dwa fizyczne przyciski. Sam ekran do sterowania funkcjami stricte kempingowymi został przeniesiony na słupek C, zaraz przy fotelach w II rzędzie i muszę przyznać, że to dobry ruch. Całe menu zaprojektowano od nowa i jest ono czytelniejsze oraz łatwiejsze i przyjemniejsze w obsłudze.
Wymienione rzeczy można jednak określić jako "drobnostki", bowiem największą zmianą w nowej Californii są przesuwne drzwi z obu stron. Wcześniej było to możliwe tylko w podstawowych modelach bez zabudowy. Teraz rozwiązanie jest obligatoryjne i szafki, dzięki przeprojektowaniu, nie zamykają już ścieżki na lewą stronę.
Volkswagen tłumaczy to większą wygodą na polu kempingowym. Przykładowo jeśli na parceli obok pojawią się irytujący goście, możemy łatwo się od nich oddzielić bez ruszania samochodu. Wystarczy przenieść markizę na drugą stronę i mamy znów upragniony spokój. Innym udogodnieniem jest lepszy dostęp do kuchni.
Załóżmy inną sytuację – stoicie na kempingu. Pada deszcz, w aucie cała rodzina, a trzeba przygotować posiłek. Zamiast kotłować się na kilku metrach kwadratowych, rozkładacie markizę, otwieracie boczne lewe drzwi, rozkładacie na zewnątrz dodatkowy nieduży stolik (który dzięki szynom można aranżować w innych miejscach) i od razu jest luźniej.
Skrócona zabudowa pozwoliła też przenieść lodówkę, która jest teraz wysuwana ze szczytu. Dzięki temu nie musicie już układać produktów w wieżę, a macie do nich swobodny dostęp. Niestety nie obyło się bez kompromisów. Po pierwsze – wasze kulinarne aspiracje musicie ograniczyć do jednego palnika i więcej nie dostaniecie. Po drugie – do dyspozycji jest znacznie mniej szafek na kuchenne przybory i artykuły niewymagające przechowywania w lodówce. Coś za coś.
Nie znajdziecie też już praktycznie porozrzucanych po kabinie gniazd 230V, które wcześniej były m.in. z boku fotela kierowcy. Teraz całe centrum prądowe zgromadzono pod palnikiem, zaraz obok zaworu gazowego, natomiast trzecie tradycyjne gniazdo do ładowania znajduje się przy rozkładanym "zewnętrznym" stoliku. Można z niego korzystać tylko przy otwartych drzwiach, ale umożliwia za to podłączenie dodatkowej, przenośnej płyty grzewczej.
Im bliżej tyłu zabudowy, tym bardziej samochód przypomina swojego poprzednika. Praktyczne szafki, choć trochę mniejsze, dalej są podzielone półkami i nawet słuchawka prysznicowa z szybkozłączką pozostała ukryta pod panelem w jednej z nich. Podwieszana na suficie szuflada również pozostała na swoim miejscu, a dodatkowe miejsce oferuje dodatkowa torba zamontowana przy prawym tylnym oknie.
A gdy nadejdzie noc…
W odizolowaniu się od ciekawskich spojrzeń osób z zewnątrz pomagają zintegrowane żaluzje w bocznych szybach. Na przednie szyby z kolei przygotowano płachty montowane magnetycznie (na drzwi kierowcy i pasażera) oraz niedużymi prętami na wcisk (na czołową). Szczególnie cieszy to drugie, bowiem wcześniej trzeba było korzystać z wyciąganych od boku zasłonek, które lubiły niespodziewanie "puścić" i z hukiem się zwinąć.
Kwestie sypialne pozostały praktycznie niezmienione. Przez wymianę kanapy na dwa indywidualne fotele odrobinę zmienił się sposób rozkładania dolnego łóżka, ale cały proces jest kwestią kilku ruchów. Ja miałem okazję spać na górnym łóżku i na pewno nie zaliczę tych nocy do nieudanych czy nieprzespanych. Choć materac jest cienki, pod nim znajduje się stelaż z plastikowymi sprężynami, który zapewnia odpowiednią amortyzację.
W ogólnym odczuciu nowa California trzyma ustalony poziom. Niektóre rzeczy były na tyle dobre, że po prostu je przeniesiono, wiele zostało unowocześnionych lub dopasowanych do ergonomii obsługi, ale niestety inne – wręcz przeciwnie. Tym niemniej wciąż jest to samochód, który pozwala na dużą swobodę w podróżowaniu, dobieraniu miejsc noclegowych i eksplorowaniu świata, bez rezygnacji z podstawowych wygód. A przecież o to w tym wszystkim chodzi.
Niczym kawalerka w centrum Warszawy
Jeśli od dawna zastanawialiście się nad zakupem kampera, odkładanie decyzji w czasie nie ucieszy waszego portfela. Nowa California zauważalnie podrożała i cenowo nie odstaje od mikrokawalerki w centrum Warszawy. Bazowa California Beach startuje z poziomu 300 tys. zł brutto i oferuje absolutne minimum – nie ma zabudowy, dolnego łóżka, czy aneksu kuchennego.
Dobrym kompromisem wydaje się Coast, gdzie znajdziemy już takie luksusy jak dwa łóżka, aneks kuchenny i zabudowa meblowa, ale trzeba pogodzić się np. z ręcznie podnoszonym dachem. Wówczas cennik startuje z poziomu 366 tys. zł brutto. Do topowego Ocean musicie dołożyć jeszcze 27 tys. zł. W przeliczeniu na mieszkaniowe realia, przy założeniu wymiarów samochodu, daje to ok. 40 tys. zł za metr kwadratowy. Nietanio. Ale jaką kawalerką pojedziecie w podróż dokoła świata i będziecie mogli pozwolić sobie na taką wolność?