Koniec aut spalinowych w Polsce po 2035 roku. To będzie zmiana na miarę rewolucji przemysłowej

Koniec aut spalinowych w Polsce po 2035 roku. To będzie zmiana na miarę rewolucji przemysłowej

Parking z ładowarkami dla samochodów elektrycznych i hybryd plug-in przed siedzibą Volkswagen Group Polska
Parking z ładowarkami dla samochodów elektrycznych i hybryd plug-in przed siedzibą Volkswagen Group Polska
Źródło zdjęć: © fot. VGP
Mateusz Żuchowski
09.06.2022 15:34, aktualizacja: 13.03.2023 17:00

Wycofanie ze sprzedaży aut spalinowych to gigantyczna zmiana, która niesie za sobą poważne skutki nie tylko dla rynku motoryzacyjnego, ale i dla całej polskiej gospodarki oraz otaczającej nas rzeczywistości. Trudno je dokładnie określić poza jednym: wzrostem cen aut.

Wedle przyjętej 8 czerwca ustawy będącej ważnym elementem pakietu walki ze zmianami klimatycznymi "Fit for 55" już od 2035 roku na terenie Unii Europejskiej nie będzie można sprzedawać samochodów osobowych i lekkich dostawczych z napędem spalinowym. W praktyce oznacza to, że takie modele będzie można kupić wyłącznie z napędem elektrycznym lub wodorowym.

Następstwa tej decyzji wykraczają daleko poza rynek motoryzacyjny. Skutki odczują nie tylko producenci samochodów i klienci w salonach, ale i cała gospodarka, jak również zwykli obywatele. Parlament Europejski zdecydował w końcu o gigantycznej zmianie, która zreorganizuje przemysł motoryzacyjny i łańcuchy dostaw, ceny surowców na światowych rynkach, a nawet krajobraz polskich dróg.

Choć od roku 2035 dzieli nas w tej chwili trzynaście lat, to w praktyce nie jest to aż tak dużo czasu na dostosowanie strategii producentów samochodów oraz zapewnienie całej infrastruktury potrzebnej do obsługi, a przede wszystkim ładowania silników elektrycznych.

Budowa ładowarek: wielkie wyzwanie, które prowadzi do jeszcze większego wyzwania

– Wraz z przejściem na pojazdy elektryczne konieczne jest równoczesne zapewnienie infrastruktury ładowania, która pozwoli swobodnie przemieszczać się samochodami elektrycznymi zarówno po Polsce, jak i całej Europie – zauważa Maciej Mazur, dyrektor zarządzający Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych i wiceprezes Avere, największej europejskiej organizacji zajmującej się kreowaniem rynku elektromobilności.

Oznacza to konieczność rozpoczęcia wielkiego przedsięwzięcia budowy stacji ładowania, które obejmie praktycznie wszystkie zakątki Polski. Cele wytyczone przez Komisję Europejską w tym zakresie narzucają jeszcze większą presję czasu: zakładają, że w krajach członkowskich, w tym w Polsce, już do 2025 roku zostanie ukończona sieć ładowarek do aut elektrycznych i stacji tankowania modeli wodorowych wzdłuż najważniejszych, transeuropejskich korytarzy TEN-T.

Ładowarki mają być oddalone na tych trasach o nie więcej niż 60 km od siebie. Eksperci elektromobilności uważają niemniej, że taki plan jest realny. Według ostatniego raportu "Polish EV Outlook", który uwzględnia potencjalne wsparcie NFOŚiGW, do 2025 r. w Polsce powinno działać już blisko 50 tys. ogólnodostępnych punktów ładowania. Aktualnie, w połowie roku 2022, w Polsce funkcjonują 4253 takie punkty.

Dyrektor PSPA zauważa jednak, że na tę chwilę działania ze strony administracji są niewystarczające i nie nadążają za tempem zmian, które już się dzieją: – W ciągu ostatnich dwóch lat liczba osobowych EV przypadających na jedną stację ładowania wzrosła ponad dwukrotnie: z 10 do 21 – zauważa Maciej Mazur.

Sama budowa punktów do ładowania to jednak dopiero połowa sukcesu: potrzebna jest jeszcze energia elektryczna, która je zasili. Już lada chwila będą potrzebne ogromne ilości prądu, a zgodnie z innymi, najlepiej znanymi założeniami pakietu "Fit for 55", będzie miała on pochodzić w coraz większej mierze z odnawialnych źródeł energii. Ustawa prowadzi więc do całkowitej reorganizacji polskiej energetyki w przeciągu zaledwie kilku lat.

Jakiej skali jest to wyzwanie? – Na to odpowiada miedzy innymi projekt rozporządzenia w sprawie infrastruktury paliw alternatywnych (AFIR), którego kompromis przedstawiony przez Radę Europejską zakłada wzrost mocy zainstalowanej w Polsce blisko sześciokrotnie już w 2025 roku. W roku 2035 będzie to już niemal czterdziestokrotność wobec stanu obecnego – tłumaczy Maciej Mazur z PSPA.

Choć sam ten program Unii Europejskiej stanowi już duże wyzwanie dla krajowych rządów, równolegle będą dokładane im kolejne nie mniej ambitne zadania w zakresie elektryfikacji dróg. Maciej Mazur zauważa, że potrzebne będzie zbudowanie praktycznie od zera choćby infrastruktury dedykowanej dla pojazdów ciężarowych.

Wycofanie się z zakazu aut spalinowych? Sprzeciw przyjdzie z najmniej spodziewanej strony

Elektryczne ciężarówki muszą się jednak dopiero pojawić. Pierwsze modele tego typu zaprezentowali już między innymi Volvo, Scania i Mercedes. Są to jednak póki co projekty w dużej mierze pilotażowe, które obecnie są rozwijane na szerszą skalę kosztem wielomilionowych inwestycji.

Przejście na elektromobilność to w końcu historycznie duże koszty również – a może przede wszystkim – dla producentów samochodów. Grupa Volkswagen tylko na cel elektryfikacji (co wiąże się nie tylko z opracowaniem nowych modeli, ale i układów napędowych, procesów produkcyjnych, budowy nowych fabryk, ustalenia nowych łańcuchów dostaw, przeprowadzeniu szkoleń i wielu innych) wyda w ciągu najbliższych pięciu lat aż 52 miliardy euro, czyli mniej więcej pół rocznego budżetu Polski. W przypadku koncernu Forda wydatki mają sięgnąć nawet 44,3 miliarda euro, a Mercedesa nawet 60 miliardów euro.

Wydatki te prowadzą do błędnego koła. W tej chwili to właśnie na producentów nakładana jest największa presja na rozwój elektromobilności i część z nich wywiązuje się z narzucanych im niezmiernie ambitnych celów bardzo dobrze. Jakiekolwiek poluzowanie raz wyznaczonych zasad oznaczałoby więc dla nich szkodę w postaci niepotrzebnie poczynionych inwestycji i utraty przewagi nad konkurencją.

Nawet jeśli więc ktoś liczy na to, że Unia Europejska może potencjalnie w przyszłości zmienić swoją strategię albo ją poluzować czy to ze względów politycznych czy ekonomicznych, to wtedy odciągać ją od tego będą sami producenci samochodów. Próby odstępstwa od tego planu wyrażane w konkretnych krajach (pokroju Niemiec) spotykały się z krytyką polityków ze strony niektórych marek. Pod listem nawołującym do zakazu sprzedaży samochodów spalinowych po 2035 roku podpisali się kilka miesięcy temu między innymi Ford, Volvo i Uber.

Unia Europejska nie jest jedynym miejscem na świecie, gdzie forsowane są równie ambitne plany dotyczące elektryfikacji napędów. Na elektromobilność stawia również prezydent USA Joe Biden, w ślad za którym poszły podobne decyzje ze strony amerykańskich producentów samochodów. W 2035 roku produkcję aut spalinowych zakończy nie tylko Ford, ale i koncern General Motors. Chrysler chce tego dokonać jeszcze wcześniej, bo w roku 2028.

Prawdziwych skutków tak wielkich zmian i wszystkich potencjalnych wyzwań, które pojawią się po drodze, nie da się przewidzieć. Jedno jest jednak pewne: nawet jeśli producentom samochodów rzeczywiście uda się z powodzeniem zrealizować zapowiadane plany, to auta staną się znacznie droższe. Już obecnie przecież do dużego wzrostu ich cen doprowadziły regularnie zaostrzane normy emisji spalin, a te ograniczały się wyłącznie do obniżenia emisji konwencjonalnych samochodów spalinowych.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (81)