Rząd chce podnieść akcyzę i bierze się za diesle. Import używanych aut do Polski przestanie się opłacać?

Rząd chce podnieść akcyzę i bierze się za diesle. Import używanych aut do Polski przestanie się opłacać?

To nie tylko cios w kierowców, ale i handlarzy, którzy zatrudniają w komisach nawet po kilkanaście osób
To nie tylko cios w kierowców, ale i handlarzy, którzy zatrudniają w komisach nawet po kilkanaście osób
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne Macieja Szymajdy
Mateusz Lubczański
15.09.2020 10:38, aktualizacja: 22.03.2023 10:17

Ministerstwo Rozwoju, razem z resortem finansów, pracują nad podwyżką akcyzy na samochody używane. "Używek" z zagranicy nie będzie opłacało się importować. Tylko tą decyzją władze uderzą w ogromny rynek, który w 2019 roku odpowiadał za rejestrację ponad miliona pojazdów w kraju.

"Rozważamy powrót do regulacji, która była opracowywana w ubiegłej kadencji, która podnosi akcyzę na samochody używane” – stwierdziła minister rozwoju Jadwiga Emilewicz, cytowana przez Polską Agencję Prasową. Słowa te padły podczas konferencji prasowej "Innowacyjny ekosystem dla elektromobilności Pilot Maker Elektro ScaleUp".

"Chcielibyśmy stosunkowo szybko opracować regulację akcyzową, która sprawi, że samochodów używanych po prostu nie będzie się opłacało do Polski sprowadzać” – dodała minister. Obecnie akcyzę płacimy od każdego pojazdu – niezależnie czy nowego czy używanego – który jest rejestrowany w kraju po raz pierwszy. Za auta z silnikami mniejszymi niż 2 litry musimy zapłacić 3,1 proc. kwoty ich zakupu. W przypadku pojazdów z większymi jednostkami, jest to już 18,6 proc. "Elektryki" są z kolei całkowicie zwolnione z tego podatku, a hybrydy plug-in (ładowane z zewnątrz) podane stawki mają obniżone o 50 proc.

Deklaracja minister Emilewicz, która mówi o nieopłacalności importu aut, przypomina przepisy nad którymi pracowano kilka lat temu. Wówczas propozycje spotkały się z kategoryczną krytyką zarówno opinii publicznej, jak i branży motoryzacyjnej. Wskazywano, że akcyza za samochód z silnikiem o pojemności 2 l z 2008 roku będzie wynosić 3320 zł, ale już za ten sam pojazd z silnikiem 2,2 l – 20 700 zł (to nie pomyłka!). Na razie nie wiadomo, nad jakim kształtem przepisów pracują resorty.

Rząd bierze się za filtry DPF

Kolejnym pomysłem władz jest zabronienie wycinania filtrów DPF. Kontrole miałyby się odbywać na ulicach, a także na stacjach kontroli pojazdów. Auta po "modyfikacjach" miałyby nie zostać dopuszczone do ruchu. To co najmniej ambitna deklaracja, jednak znacznie trudniejsza do osiągnięcia niż mogłoby się to wydawać.

Sami diagności przyznają, że nie mają możliwości skontrolowania wnętrza danego filtra, dlatego nie wiadomo, czy rzeczywiście były przeprowadzane jakieś nielegalne modyfikacje. Co więcej, sprzęt używany przez policję – dymomierze – również mogą zostać oszukane. Dymienie z rury wydechowej może być spowodowane wieloma czynnikami, od "lejących" wtrysków po znaczny pobór oleju.

Skupienie się na elektrykach

Na konferencji głos zabrał również minister klimatu, Michał Kurtyka. Zauważył, że samochód elektryczny jest droższy w zakupie, ale tańszy w utrzymaniu. Dodał, że w okolicach 2022-2023 roku nastąpi "przełamanie kosztowe" i pojazdy spalinowe przestaną być tańsze niż elektryki.

By utrzymać wszystkie samochody na drodze, w ciągu 20 lat ma powstać zeroemisyjny system energetyczny równoległy do obecnego, któremu powoli będzie odbierał przewodnią rolę. Ma on zmniejszyć emisyjność miksu energetycznego oraz zazielenić transport.

Przeczytaj także:

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (148)